Część 1 – Armenia
Eskalacja konfliktu izraelsko-irańskiego spowodowała spore zaniepokojenie, zarówno wśród społeczeństwa, jak i wszystkich środowisk politycznych Armenii, czyli wśród kręgów rządzących, jak i opozycji. W tym wypadku Ormianie zaniepokojeni są atakiem na Iran.
Aby uzmysłowić sobie, jak istotne w polityce zagranicznej Armenii są stosunki z Iranem należy cofnąć się do przynajmniej do końca istnienia ZSRR, gdy pod koniec lat 80-tych XX wieku rozpoczęły się Związku Sowieckim procesy separatystyczne i niepodległościowe. To jest okres, gdy aktywnie rozpoczęła się walka Ormian o Górski Karabach – 20.02.1988 r. delegaci Nagorno-Karabachskiego Obwodu Autonomicznego przyjęli rezolucję o przyłączeniu regionu do Armeńskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Rozgorzał aktywny spór, a następnie otwarta wojna z Azerbejdżanem, który uważał to terytorium za integralną część Azerbejdżańskiej SRR. W efekcie tego sporu Armenia znalazła się z trzech stron otoczona przez Państwa jej nieprzyjazne – Turcję od Zachodu i Azerbejdżan od Wschodu oraz Gruzję od Północy, z którą stosunki były dosyć złożone i niejednoznaczne przez wiele pierwszych lat istnienia niepodległych Armenii i Gruzji, m.in. przez separatyzm ormiańskiej mniejszości w gruzińskim regionie Samcche-Dżawachetii (Ormianie stanowią tam ponad 50% mieszkańców), udziału Ormian po stronie Abchazów w wojnie z początków lat 90-tych XX wieku (do dzisiaj Gruzini oskarżają Ormian z Batalionu im. Bagramiana o ludobójstwo i zbrodnie wojenne) itd.
A Armenię na początku lat 90-tych XX wieku trapiły same katastrofy, zaś Ormianie lata 1992-1995 nazywają „ciemnymi latami”. Zaczęło się od tragicznego w skutkach ogromnego trzęsienia ziemi w północnej Armenii 7 grudnia 1988 r. Zginęło ponad 25 tys. osób, dziesiątki tysięcy rannych i kalek, zaś bez dachu nad głową zostało ok. 520 tys. osób, 1/6 populacji Armenii. Straty oszacowano na ówczesne ok. 17 mld USD (wg obecnych przeliczeń – około 80 mld USD). Następnie, po rozpoczęciu konfliktu z Azerbejdżanem doszło do ogromnego kryzysu gospodarczego, braku energii elektrycznej, izolacji gospodarczej i handlowej. Do dzisiaj Armenia po tych „ciemnych latach” w wielu aspektach jeszcze się rozwojowo i gospodarczo nie podniosła.
I tu warto zauważyć, że właśnie w tych latach Iran był jedynym w zasadzie Państwem poprzez które trafiała do Armenii zarówno pomoc humanitarna, jak i surowce i towary. Ormianie do dzisiaj granice z Iranem nazywają „drogą życia”.
Przejdźmy do czasów nam współczesnych
Z punktu widzenia Armenii, jej relacje z Iranem stały się kluczowe po wybuchu wojny z Azerbejdżanem w 2020 roku, czego efektem było pozbawienie Armenii ochrony ze strony Rosji. W konflikcie armeńsko-azerbejdżańskim Iran nie stanął jednoznacznie po stronie żadnego z tych państw, ale wielokrotnie jasno formułował, że nie zgodzi się na żadne zmiany graniczne w regionie. Początkowo to stanowisko dotyczyło w ogóle „zmian terytorialnych”, czyli przejścia Górskiego Karabachu pod kontrolę Azerbejdżanu – Iran nie był zainteresowany przedłużenia granicy irańsko-azerbejdżańskiej o granice tego właśnie regionu.
Gdy jednak Azerbejdżan przejął pod kontrolę Górski Karabach, cała energia dyplomatyczna Teheranu ukierunkowana została na zachowanie bez zmian południowej granicy właściwej Armenii. Z tym wiąże się sprzeciw wobec inicjatywy Baku związanej z tzw. „korytarzem Zangezurskim”, czyli utworzenia połączonego korytarza transportowego (drogi, koleje) i „energetycznego” (rurociągi, linie energetyczne), łączącego właściwy Azerbejdżan z enklawą Nachiczewańską i dalej z Turcją. Utworzenie tego korytarza wynika z porozumienia Putin-Paszynjan-Alijew z 10 listopada 2020 r., jednakże jest jednym z najbardziej nie do przyjęcia przez społeczeństwo Armenii.
Początkowo zakładano, że korytarz miałby być „eksterytorialny”, czyli pod kontrolą de facto Azerbejdżanu i Rosji (której posterunki policyjno-wojskowe miały zapewniać realizację umowy i gwarantować Erywaniowi, że Azerbejdżan nie zajmie tego terytorium na własność). Po zaangażowaniu się Rosji na Ukrainie i wycofaniu jednostek „pokojowych” z Górskiego Karabachu i zmniejszenia rosyjskiej obecności wojskowej w całej Armenii, ta „gwarancja” upadła.
Ormianie obawiają się więc, że realizacja tego punktu doprowadzi do utraty całych regionów Syunik oraz Vayots Dzor, które są przez Azerbejdżan nazywane jednym określeniem Zangezur. Stąd w Armenii istnieje ogromna obawa, że wykorzystując obecne osłabienie Iranu, Azerbejdżan może podjąć działania militarne celem zajęcia tych ziem, a Armenia nie ma obecnie siły, aby je obronić i nie ma żadnych sojuszników, którzy mogliby jej realnie pomóc.
Dla Iranu utrata tego połączenia z Armenią to również byłaby ogromna strata geopolityczna. Region Syunik to jedyne lądowe połączenie Iranu z tworzoną przez Rosję Euroazjatycką Wspólnotą Gospodarczą, poprzez którą Teheran planuje dostawy do państw Azji Centralnej i Europą. Na tym terytorium ma powstać korytarz transportowo-energetyczny „Północ-Południe” (Iran-Armenia-Gruzja-Rosja), poprzez który Iran planuje dostawy swoich surowców i towarów do wymienionych części Europy i Azji, a z drugiej strony ma to być umożliwienie Armenii łatwy dostęp do regionu Zatoki Perskiej.
Energia za gaz
Warto przy tym dodać, że z punktu widzenia obrotów handlowych Armenii i Iranu ( z wyłączeniem surowców energetycznych), zablokowanie Zangezuru dla Armenii nie miałaby może większego znaczenia – strukturalnie transport ładunków spożywczych, budowlanych, konsumpcyjnych i innych z Iranu do Armenii nie jest zbyt duży. Ale jeżeli chodzi o surowce, to już ma ogromny wpływ.
„Zangezur” ma ogromne znaczenie dla realizowanej od lat pomiędzy Iranem i Armenią wymiany barterowej – „gaz za energie elektryczną”, zgodnie z którą Armenia przekazuje Iranowi 3 kWh energii elektrycznej za każdy 1 m3 gazu (Armenia posiada nadwyżki energii z elektrowni atomowej Metsamor niedaleko Erywania).
Sprawa staje się już obecnie na tyle niebezpieczna dla Armenii, że w wyniku izraelskiego ataku na Iran, produkcja na największym w Iranie złożu gazowym „South Pars” została zawieszona, a to może bezpośrednio zagrozić wymianie barterowej i pozbawić Armenię znacznego udziału gazu irańskiego w jej rynku. A poza Iranem wśród dostawców do np. elektrociepłowni jest tylko Rosja…
Dodajmy jeszcze, że z Iranu na rynek armeński trafia również wersja skroplona – propan, na którym oparty jest praktycznie cały transport w Armenii (98% samochodów jeździ na gazie, w przeważającej większości właśnie na propanie, nieduża ilość na metanie). I tu znowu, w zasadzie pozostałaby tylko Rosja jako dostawca. Co spowoduje nieaktualność armeńskiego planu dywersyfikacji dostaw surowców z różnych kierunków i uniezależnienia się od monopolistycznej roli Rosji.
Zmniejszenie ilości dostaw surowców energetycznych, a z Iranu oprócz gazu Armenia sprowadza również olej napędowy i benzynę, spowoduje bez wątpienia duży wzrost cen na te surowce, wpłynie na inflację w Armenii, zmniejszy stabilność ormiańskiego systemu energetycznego, ograniczy jego „margines bezpieczeństwa”, ale też zagrozi budowie trzeciej linii przesyłowej gazu (planowanej do zwiększenia barteru) i wyżej wymienionemu projektowi „Północ-Południe”.
Czego boi się Armenia?
Jak wynika z powyższych rozważań, z uwagi na zagrożenie dla integralności terytorialnej Armenii, rząd tego Państwa, jak i społeczeństwo powinno być po stronie Iranu. I tak jest w rzeczywistości.
Osłabienie Iranu, a tym samym utrata sojusznika na wypadek ataku Azerbejdżanu na południowe regiony Armenii, nie leży w interesie Erywania. Władze w Erywaniu widzą jeszcze inne zagrożenia już teraz mogące mieć wpływ na sytuację Armenii, a wynikające z bezpośredniego sąsiedztwa z Iranem.
Między innymi, wymiana ognia ma wpływ na lotnictwo cywilne – od ataku Izraela na Iran w regionie doszło do zmiany mapy lotniczej w całym regionie. Wiele lotów zmieniło trasy lub loty zostały odwołane. Dotyczy to również rejsów do Erywania, gdzie nastąpiło zmniejszenie dostaw towarów oraz przepływ osób, co ma wpływ również na turystykę, a więc zysk ormiańskich przedsiębiorców z tej branży. Jeśli konflikt się przedłuży, będzie miał coraz większy wpływ na logistykę, co wpłynie na ceny towarów i usług, wzrost inflacji, zadłużenia kraju itd. To zaś może negatywnie wpłynąć na inwestycje zagraniczne – nie tylko nie napłyną nowe, ale mogą zostać zamrożone obecnie realizowane.
Dodajmy do tego obawy o destabilizację w całym regionie, obawy o możliwość skażenia radiologicznego w wyniku ostrzałów rakietowych, napływu uchodźców, a będziemy mieli cały wachlarz strachów rządu i społeczeństwa Armenii. I co ciekawe, władze i opozycja w Armenii są obecnie w tym całym wachlarzu ryzyk jednomyślni. Są zainteresowani jak najszybszym zakończeniem konfliktu u swojego południowego sąsiada, jakby nie patrzeć sojusznika strategicznego.
Bo niezależnie od prozachodniej obecnie polityki Erywania, Armenia w ostatnich miesiącach stawała się sojusznikiem strategicznym Iranu. A w społeczeństwie ormiańskim istnieją obawy, że rozwój współpracy Armenii z Iranem skomplikuje relacje Erywania z Zachodem.
Przypomnijmy tylko 3 sytuacje, które nie spodobały się Waszyngtonowi – lipiec 2024 – podpisanie umowy o wartości 500 mln USD na irańskie dostawy dronów Shahed i zaawansowanych systemu obrony powietrznej; kwiecień 2025 – realizacja wspólnych ćwiczeń wojskowych przy granicy irańsko-ormiańskiej; maj 2025 – podpisanie Memorandum o porozumieniu w sprawie współpracy wojskowej między dwoma krajami. To mocno zaniepokoiło administrację USA i nie wykluczone, że Biały Dom będzie naciskał na Armenię w celu ograniczenia współpracy z Teheranem, zwłaszcza w zakresie wojskowym.
Dlaczego nie Izrael?
Tu pojawia się zapewne u czytelnika pytanie, dlaczego Erywań, wzorem Zachodu, nie stoi po stronie Izraela?
I tu sytuacja jest bardzie skomplikowana. Bo o ile stosunki dyplomatyczne Izrael i Armenia nawiązały w 1991 roku, to do dzisiaj oba Państwa nie otworzyły nawzajem u siebie Ambasad. W latach 1993-2007 Ambasador Izraela w Erywaniu rezydował w Tbilisi (potem już w Jerozolimie), zaś Ambasador Erywania rezydował jakoby w Jerozolimie, ale na stałe przebywał w Erywaniu.
Sytuacja szła w ostatnich latach ku unormowaniu – w 2019 roku Ambasador Izraela w Armenii Eliav Belocerkowski (z rezydencją w Jerozolimie) przybył do Erywania i spotkał się z Prezydentem Armenem Sarkisjanem, wręczył mu listy uwierzytelniające i zapowiedział rezydowanie w Erywaniu. Ormianie wyszli naprzeciw tej inicjatywy i już kilka dni później ogłosili, że ich Ambasador zamieszka w Tel Awiwie. Proces ratyfikacji po stronie ormiańskiej ruszył i…. we wrześniu 2020 roku sprawa upadła po wyjścia na jaw, że Izrael sprzedawał Azerbejdżanowi nowoczesną broń, której Azerowie używali przeciwko Ormianom w wojnie o Górski Karabach. Stosunki zostały ograniczone – Armenia wycofała swojego Ambasadora, zaś szereg polityków Ormiańskich najwyższego szczebla oskarżyło Izrael o udział w „ludobójstwie Ormian”.
Warto dodać, że w stosunkach ormiańsko-izraelskich w pierwszej dekadzie po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych, to strona Ormiańska była bardziej aktywna i to jej prezydenci odwiedzali Izrael (1995 – Lewon Ter-Petrosjan, 2000 – Robert Koczarjan, 2005 – Serż Sarkisjan), ale co ciekawe Izrael bardzo niechętnie się tym chwalił na świecie i przekazów medialnych z tych wizyt zbyt wielu nie było (może oprócz grupowego zdjęcia Lewona Ter-Petrosjana, który uczestniczył w pogrzebie Premiera Icchaka Rabina).
Powodów było sporo, ale wymieńmy kilka:
Po pierwsze – przez wiele lat ważniejsze dla Izraela były wojskowe i gospodarcze stosunki z Turcją (a następnie Azerbejdżanem), a nie z antyturecką Armenią.
Po drugie – właśnie z powodu bardzo dobrych kontaktów Armenii z Iranem, naturalnym wrogiem Izraela.
Po trzecie – Izrael stoi na stanowisku wyjątkowości Holokaustu w historii świata, tymczasem Erywań chce, aby Izrael uznał Ludobójstwo Ormian w Imperium Osmańskim, które wg Ormian było pierwszym „klasycznym” ludobójstwem w historii świata, na co Izrael nigdy się nie zgodzi.
Po czwarte – powszechne wsparcie dla Palestyńczyków przez Ormian.
Po piąte – konflikty, jakie mają miejsce w diasporą Ormiańską w Jerozolimie (temat na tyle szeroki, że nie czas i nie miejsce).
I dlatego pomiędzy Izraelczykami, a Ormianami, którzy przez wiele lat nazywali siebie w propagandzie „Izraelem na Kaukazie”, a sąsiednie narody nazywały Ormian „Żydami Kaukazu”, do dobrych stosunków daleko.
Ale jest jeszcze gorzej. Bo jeśli stereotypy w polityce są ważne, to warto przypomnieć, że średniowieczni Żydzi nazywali Ormian „Amalekami”. A wg talmudu „Amalekici” to symbol narodów wrogim Żydom.
Marek Reszuta
Ekspert ds. Kaukazu